czwartek, 11 lipca 2013

14.

Violetta
Usiadłam na kanapie na przeciwko niego i zaczęłam słuchać.
-Violetto wyjeżdżamy na trzy dni.
-Ale tato...
-Nie ma żadnego ale, to tylko trzy dni, jakoś wytrzymasz bez tej twojej szkoły muzycznej.
-No dobrze, ale tylko na trzy dni , nie dłużej.-powiedziałam i poszłam poszukać Olgi.
-Olgo mamy może coś słodkiego.?
-Tak, mamy czekoladę truskawkową, twoją ulubioną.-pobiegłam szybko i zjadłam kilka kostek.
-Violetto, idź się pakować bo jutro wyjeżdżamy.Nie idziesz do szkoły bo samolot mamy o 11.15 rano.
Pobiegłam się pakować w między czasie słuchając muzyki.Po godzinę skończyłam się pakować więc zeszłam do gabinetu taty.
-Tato, a tak woglę to gdzie jedziemy?
-Jedziemy do Madrytu, mam tam coś do załatwienia i z tego co wiem to mój wspólnik weźmie swojego syna.Nie będziesz się nudzić.
-Tak,tak tak.Madryt.!-zaczęłam tańczyć.
-Violetto uspokój się.Spakowałaś się?-pokiwałam ochoczo głową.
Już się nie mogę doczekać jutra.
Spojrzałam na zegarek 16.32.Błagam chcę jutro.W Madrycie się wychowywałam od piątego roku życia tylko czasami wyjeżdżałam z tatą jak miał interesy.Mam tam też kolerzankę którą na pewno odwiedzę, to córka jednego z wielu wspólników taty.Postanowiłam zadzwonić do Angie i powiedzieć że w poniedziałek mnie nie będzie bo w końcu to początek weekendu.
Wybrałam do niej numer i po kilku sygnałach odebrała.
-Halo?
-Angie?
-O Violetta.
-Chciałam tylko cię poinformiwać że w poniedziałek nie będzie mnie w studio, jadę na weekend do Madrytu.-uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Dobrze.Cieszysz się z wyjazdu do miejsca w którym się wychowałaś.?
-Bardzo.Mieszkałam tam od śmierci mamy czyli prawie dwanaście lat, to spora część mojego życia i nie mogę się doczekać aż zobaczę Monicę.Moją pierwszą i jedyną kolerzankę zanim tu przyjechałam.Jedziemy tam ze wspólnikiem taty i jego synem.Mam nadzieje że będzie fajny i się odkocham...-Po co ja jej to powiedziałam?-chociaż sama nie wiem czy jestem w kimś zakochana-zaczęłam się wkręcać z tego, ale tak naprawdę to nie wiem czy się zakochałam w Leonie.
-No mów mów, w kim się zakochałaś-zaczęła mnie nakłaniać.
-W nikim.-opowiedziałam szybko i równie szybko się rozłączyłam.-ale się wkopałam, teraz przy karzdym spotkaniu będzie mnie o to wypytywać.Wzięłam pamiętnik i zaczęłam w nim pisać.
"Drogi pamiętniku, jutro wyjerzdżam do Madrytu na trzy dni i porostu nie mogę się doczekać bo kocham to miejsce, tam wychowywałam się przez praawie dwanaście lat.Ostatnio Louie, Leon ,Lara i ja uciekliśmy na trzy dni na wyścigi Leona, policja nas szukała ale to nic wielkiego bo wróciliśmy cali.Leon zdobył złoto, ale medal zabrałam mu ja i jeszcze go nie oddałam a minęły trzy dni od powrotu.Leon złamał nogę Ludmi i dostał o to pozew.Miał też wypadek na motorze ale wszystko z nim w porzątyku.Diego mówił że z Larą płakałyśmy jak "wdowy po jednym mężu" nie wiem czy istnieje takie określenie ale okay.Z Larą mamy też nowe przezwisko "ŻONY".No  teraz zejdę na sprawy sercowe...Chyba zakochałam się w Leonie.!!To tragiczne ale prawdziwe.Ja tego nie chcę ale moje serce już wybrało.Jutro wyjeżdżam.Pa.
Chyba mi ulżyło jak to napisałam.Spojrzałam za zegarek 18.48 ale ten czas szybko leci.Ale to dobrze.Postanowiłam obejrzeć jakiś film.Wybrałam jakąś komedie i usiadłam przed telewizorem z salonie.
Zasnęłam w trakcie trwania filmu.

Rano
Diego
Obudziłem się i pomyślałem że gdyby nie chłopaki to by był najnudniejszy weekend świata z Federico i Marco czyli moimi braćmi przyrodnimi.Jak byłem mały moi rodzice się rozwiedli a dokładnie jak miałem rok.Mama zdradzał tatę i mam teraz młodszego o rok 16 letniego brata Marco i o dwa lata 15 Federico.Ta dwójka nudziarzy ma się prze prowadzić do mnie do domu i przenieść się ze Studia 21 w Madrycie do Studia 21 w Buenos Aires...Intruzi.Wiem też że będzie tam też wspólnik ojca i jego córka.Spojrzałem na zegarek.Za godzinę samolot, trzeba się szykować.Wstałem zgarnąłem ubrania i poszedłem do łazienki.Po 40 minutach wyszedłem z tamtąd.Wiem, to dziwne że po tak krótkim czasie wyglądam tak oszałamiająco.Wszedłem jeszcze do pokoju po moją skórzaną kurtę i walizkę.
-Diego szybciej za dwadzieścia minut samolot.Musimy jeszcze pojechać po twojich kolegów.
-Już.!-w pośpiechu wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy po chłopaków,mieszkamy w tej samej części miasta więc zajęło nam to dziesięć minut, w następne dziesięć dojechaliśmy na lotnisko i w ostatniej chwili przeszliśmy odprawę.Gdy weszliśmy do samolotu zajeliśmy miejsca i nie mogłem uwierzyć że mój ojciec wita się z ojcem Violetty.Jak on z nami leci to ona pewnie też.

Violetta
Siedziałam sobie w samolocie kiedy do mojego taty podszedł jakiś pan.
-German.Ja z moim synem i jego kolegami siedzimy trochę bardziej  styłu.Obejrzałam się za siebie i niemogłam uwierzyć w to co widzę.Macha do mnie Diego, nie no błagam ,jak on tu jest to pewnie są tu też Broadway, Tomas i co najgorsze...Leon, jak ja mam się przy nim zachowywać.Zachowam spokój i tak poprostu będę normalna.Wzięłam ze sobą aparat fotograficzny, ale Leonowi go nie powierze.
-Tini.?-podszedł do mnie Broadway.-masz aparat.Leon chcę.
-Mam ale nie dam.
-Dlaczego.
-Bo nie mam zamiaru usuwać połowy zdjęć.Bo jakbyś nie zauwarzył to mam oklejoną całą ściane i nie mam ich gdzie wieszać.
-Masz jeszcze cztery inne ściany.
-Trzy, zacznij się uczyć.-uśmiechnęłam się.
-Wójku, możemy pożyczyć aparat?
-O Broadway, nie wiedziałem że też z nami lecisz.Violetto, pożycz mu aparat.
-Grrry...-warknęłam i podałam aparat.
-Dzięki.Pa-poszedł zadowolony.Ale on mnie wnerwia, przynajmniej w tym momęcie.Wyciągnęłam telefon i słuchawki,włączyłam muzykę którą słuchałam przez resztę lotu.Gdy zapaliła się kontrolka że lądujemy szybko zapiełam pasy bo strasznie boję się latać.Po lądowaniu odnalazłam swoją waliskę i wyszłam na parking przed budynkiem.Czekałam na resztę jakieś piętnaście minut.Oni mają coś ze wzrokiem czy co że nie umieją znaleźć walizki.?Chłopaki sobie jeszcze załatwili po kilka hamburgerów i colę.
-Ei no.!Dajcie jednego.I colą też się podzielcie.!
-Tu masz burgera-Tomas podał mi jednego.
-A colę?-zaczeli coś sprawdzać i w końcu się do mnie odwrucili.
-Leon, ma najwięcej.
-Masz -wymamrotał i podał mi napój.Napiłam się i jadłam tak na zmianę z Leonem wymienialiśmy się piciem.
-Już prawie koniec.-powiedziałam.
-No-spojrzał na mnie,potem na picie i na mnie.Powturzyłam to samo i po chwili już przepychaliśmy się o to kto wypije jako ostatni.Po kilku minutach przepychanki wygrał Leon.Usiadłam na walizce i czekałam aż ojciec Diega razem z moim dojdą do nas.Czekaliśmy kilkanaście minut aż w końcu zaszczycili nas swoją obecnością.-Clara już jest więc pakować się do samochodów.-odezwał się ojciec Diega.
Podeszliśmy do dwóch samochodów.Zaczeliśmy się kłucić o miejsca.W jednym samochodzie jechali Ojczym Diega i nasi ojcowie, a w drugim jechała Clara.Wszyscy chcieliśmy jechać z nią ale brakowało jednego miejsca.Wepchałam się do samochodu z czego się cieszyłam, ale długo moje szczęscie nie potrwało bo Diego zaczą ciągnąć mnie za nogę.Ja , szybko złapałam się siedzenia i wyrwałam nogę.Usiadłam tak szybko jak tylko umiałam i już nikt mi nie przeszkodził.Tomas po przepychańce z Broadwayem w końcu usiadł na przednim siedzeniu. "Poszkodowany"Louie rzucił się na Diego.Czarnoskóry znów przegrał.Leon zają miejsce obok mnie tak samo jak Diego.Zamkneli szybko drzwi i Broadway nie miał już szans.Zrezygnowany wsiadł do dógiego samochodu.Gdy ruszaliśmy przez okno dostrzegłam ludzi którzy się przyglądali naszej "bójce" o miejsce w samochodzie.Gdy jechaliśmy słuchaliśmy muzyki na maxa, pawnie Louie siedzi tam z nimi  w samochodzie i słucha jak gadają o biznesach bo w końcu wszyscy są biznesmanami, ojczym Diego nie jest wspólnikiem ojca ale jest biznesmenem.Clarę znam od kilku lat bo kilka razy u nich byłam ale to tylko na kilka godzin jak mój tata załatwiał sprawy to nie miał mnie z kim zostawić.Po czterdziestu minutach jazdy samochód się zatrzymał.
-Diego, szybciej.!!-zaczęłam go pośpieszać.
-Co ci się tak śpieszy?-wysiadł.Ja mało nie zapijając się wbiegłam do domu i rzuciłam się na Fede i Marco z uściskami.
-Boże jak ja za wami tęskniłam.!!-zaczęłam krzyczeć na cały dom.
-Boże, my za tobą też .!!-zaczeliśmy się śmiać.
-To ty znasz tych dziwaków.-usłyszałam za sobą głos Diego
-Kto tu jest dziwakiem?Oni czy wy?Bo jak sobie przypominam to wy zrobiliście pokój lusterek u Leona.-Fede i Marco wpadli w szał śmiechu, po jakimś czasie ja do nich dołączyłam.
-Chłopaki idziemy robić pizze.!!-krzyknęłam i pobiegłam do kuchni.
Wszyscy zaczeliśmy biegać po kuchni w poszukiwaniu składników.Leon biegał z aparatem czasami wymieniał się z kimś i to mu robione były zdjęcia.Muszę się dowiedzieć kiedy ma urodziny to mu kupie taki.
Wstawiłam ciasto do piekarnika i usiadłam na krześle.
-Długo jeszcze?-zaczą marudzić Marco.
-Piąty września dwa tysiące dziewiąty.-powiedziałam razem z Federico.
-Co?-wszyscy na nas spojrzeli.
-Cztery lata temu , piątego września, Marco powiedział dokładnie to samo zdanie jak robiliśmy pizze,i zawsze powtarza to samo.-powiedziałam.
-Długo się znacie?-spytał Leon.
-No jakieś...sześć lat.-powiedział Fede.
-Przebijam.-odparł Broadway.-od 17 lat.
-Myślałem że od 18.-powiedział Leon.
-Tini ma 17.-sprostował.
-Aha...to dlatego jest taka niziutka.-zaśmiał się Leon.Uderzyłam go pięścią w ramie.
-Auaa...znowu...
-Haha...Ostatnio chciałaś mnie zabić.
-Powiedziałam że jak coś mi się stanie to cie zabije.
-A czy to jest jakaś rurznica?
-Debilu...!-krzyknęłam-Gdybym chciała cię zabić to juz bym cię sprzątnęła.
-Ale trgo nie zrobiłaś...-pokazał mi język.
-Lepiej się rusz i daj mi lód.-dostałam od Marco lód i połorzyłam go sobie na ręce.-ale tym razem to naprawdę nie żyjesz.
-Jasne, jasne...takiego przystojniaka nie da się zabić.-Leon przeczesał swoją ręką włosy.
-Bez komętarza...ostatnio jak zaprzeczyłam Ludmi miała złamaną nogę.
-Oj to tylko noga.
-I pozew.-przypomniałam.
-Oj to też, i co z tego?
-To że jak ona wygra to będziesz musiał płacić odszkodowanie.

Leon
Tini jest taka słodka kiedy robie z siebie głupa a ona mi wszystko tłumaczy uświadamiając mi to.STOOOOP!!!!Nie mogę tak o niej myśleć.Nie wytrzymam ze sobą.

Dwa dni później 
Buenos Aires
Violetta
W Madrycie było super, przywiozłam kilka zdjęć.

W Hiszpani poznałam Samuela, kuzyna Monici.Koniec z Leonem.Cały czas z nim Sms'uję.Siedzimy teraz w resto do którego rozkazaliśmy się zawieść od razu z lotniska.

Broadway
Dopiłem koktajl i spojrzałem na Tini.Od 30 minut siedziała wpatrzona w komurkę i z kimś pisała.Czekamy aż lekcje w studio się skończą to wszyscy zaczną się złazić w jedno miejsce czyli w to w którym siedzimy.
-Stary, z kim ona tak pisze?-usłyszałem głos Leona.
-Poznała takiego hiszpana i teraz cały czas z nim pisze...a co?
-Nic , siedzi wpatrzona w ten telefon jak...jak nie Tini.!
-Co ja?-ocknęła się.
-Zombie-Leon zaczą ją drażnić.
-Ja zombie?..Czekaj ty...-wstała.-O sms...
-Weź bo się uzaleznisz i weźmiecie ślub i będziecie mieli dwójkę dzieci, Samuela juniora i Tini junior.-powiedziałem.
-Taki jest plan.-odpowiedziała wpatrzona w komórkę.
Spojrzałem na wygaszacz komórki 18.11.
-Ja się zrywam-powiedziałem i wstałem.
-Ja idę z tobą-powiedział Leon i Tini w tym samym momęcie.Po drodzę do domu Tini schowała telefon.Droga nie zajęła długo, odprowadziliśmy ją do domu a potem rozeszliśmy się w dwie różne strony.

Leon
Trochę się wkóżyłem że Violetta ma jakiegoś hiszpana, czy to możliwe że jestem o nią zazdrosny?Przyznam podoba mi się ale żeby do takiego stopnia?Chyba do niej pójde i powiem jej co czuję...ale może nie, tylko się przed nią wygłupie.Raz kozie śmierć.Wstałem z łużka na którym lerzałem, złapałem bluzę i wybiegłem z domu.Szybko znalazłem się pod jej domem bo po pięciu minutach.Drzwi otworzyła mi Olga która mnie wpóściła do środka.Wszedłem na piętro i zapukałem do jej drzwi, gdy je otworzyła tak spontanicznie ją pocałowałem...CDN.